Ręcznik bielski - gmina Bielsk Podlaski 2015
W dniach 3-10 lipca 2015 r. studenci naszego Instytutu już po raz drugi uczestniczyli w organizowanych przez Muzeum w Bielsku Podlaskim badaniach, dotyczących ręcznika ludowego. Projekt „Katalog ręczników ludowych gminy Bielsk Podlaski” realizowany jest ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach Programu Dziedzictwo Kulturowe priorytetu „Kultura ludowa i tradycyjna”. Jego celem jest zinwentaryzowanie i udokumentowanie jak największej liczby ręczników obrzędowych.
Muzeum w Bielsku, będące oddziałem Muzeum Podlaskiego w Białymstoku, już od dłuższego czasu specjalizuje się w tkaninie. Obecnie, największy nacisk kładzie właśnie na ręcznik obrzędowy. W roku 2014 grupa badawcza eksplorowała gminę Orla, dzięki czemu wydany został katalog ręcznika ludowego oraz dwa wzorniki. W tym roku zajęliśmy się gminą Bielsk Podlaski. W czasie badań miałyśmy okazję współpracować zarówno z pracownikami Muzeum, jak i studentkami z Brzeskiego Uniwersytetu Państwowego im. A. Puszkina z Białorusi. Współpraca polsko-białoruska okazała się być owocna, w czasie tygodniowego pobytu udało się nam odnaleźć ponad 200 ręczników obrzędowych, z czego 12 zasiliło muzealny magazyn.
Zdjęcia z badań dostępne sa TUTAJ
Dla większości z nas lipcowe badania były pierwszą wizytą na tym terenie. Tylko dwie osoby były na Podlasiu już wcześniej. Poniżej prezentujemy więc osobiste refleksje każdej z nas i zapraszamy do obejrzenia zdjęć.
Z PAMIĘTNIKA BADACZA TERENOWEGO…
Dużo chodzenia, poświęcenia sił i świadomość celu – ręcznik ponad wszystko. Już drugiego dnia atmosfera między reprezentantkami Polski i Białorusi rozluźniła się, dziewczyny stały się bardziej odważne, śmiałe i rozmowne. Mimo niewielkich problemów w komunikowaniu się, dajemy radę. Wysoka temperatura nie przeszkadzała w intensywnej pracy. Udało się nam odnaleźć sporo ręczników, porozmawiać z ich obecnymi właścicielkami, a także zrobić zdjęcia, które w przyszłości zostaną wykorzystane do druku katalogu podlaskiego ręcznika ludowego. Kolejny dzień przyniesie na pewno jeszcze więcej słońca i zmęczenia, ale przede wszystkim pomnoży radość z bycia badaczką terenową. Z pewnością uda nam się odnaleźć jeszcze więcej unikatowych egzemplarzy (Zuzanna Pińczewska).
Przez te pięć intensywnych pod względem badawczym dni widziałam kilkadziesiąt ręczników. Wszystkie, mimo zróżnicowania kolorystycznego, wzorów i techniki wyszywania były piękne. Mi najbardziej do gustu przypadły ręczniki ozdobione haftem płaskim, szczególnie ze wzorem przedstawiającym róże. Inaczej jednak wyobrażałam sobie ich miejsce w domu. Czytając przed badaniami o tradycyjnych ręcznikach ludowych przed oczami miałam bielusieńki, zdobiony materiał przewieszony przez ikonę w kącie jednego z pomieszczeń. W rzeczywistości taki obrazek znalazłam w niewielu domach. Większość ręczników, do których dotarłam w trakcie badań, była pochowana po szafach, w skrzyniach, w kanapach, bądź na strychach. Często kobiety posiadające ręczniki odsyłały mnie z kwitkiem, ponieważ nie pamiętały, gdzie je schowały (i na pewno nie będą ich teraz szukać!). Te ręczniki, którym udało się ujrzeć światło dzienne były pożółkłe, poplamione i zmięte. Niektóre służyły jako ścierki do naczyń lub zwykłe ręczniki do wycierania rąk. Wiele zostało spalonych bądź wyrzuconych. Dlaczego? Kobiety zapytane o to odpowiadały, że ich wieszanie jest już niemodne, a miejsce po nich było teraz puste lub zajęte przez inne elementy ozdobne. Pierwszym zamiennikiem znalezionym w jednym tylko domu była biała, zdobiona haftem richelieu serweta zatknięta pod zawieszoną w kącie ikoną. Drugim, również unikatowym, była instalacja składająca się z trzech ikon, sztucznych kwiatów oraz malowanych na ścianach liści dębu. Trzecim natomiast były fabryczne imitacje ręczników, do kupienia „od Ukraińców” lub na targu. Takie ręczniczki (dużo mniejsze od swoich pierwowzorów) znalazłam w dwóch domach. Ich właściciele kupili je, ponieważ choć bardzo chcieli, nie posiadali oryginalnych. Jedni ręczniki chowają lub wyrzucają, drudzy kupują „podróby”. Może jednak nie są niemodne? (Karolina Dziubata)
Inwentaryzacja ręczników obrzędowych okazała się trudną pracą, jednak pozwoliła mi na przyjrzenie się miejscom, w których ich poszukiwałam. Pukając do każdego domu we wsi zorientowałam się, że większość z nich jest niezamieszkana. Było to dla mnie sporym zaskoczeniem, gdyż na pierwszy rzut oka nie wyglądały one na opuszczone – w oknach widać było pozawieszane firany, a na parapetach poustawiane różne przedmioty. Jednak ponowne przyjrzenie się im pozwalało dostrzec, rosnącą w niekontrolowany sposób roślinność, często zagradzającą drzwi wejściowe. „Sielskość”, z którą wcześniej identyfikowałam Podlasie zastąpiło poczucie samotności i opuszczenia. Jednocześnie, jak dowiedziałam się od rozmówców, do części domów w okresie wakacyjnym nadal przyjeżdżali ich właściciele. Zatem przestały one pełnić funkcję stałego miejsca zamieszkania, a stały się domkami letniskowymi, do których wraca się, aby odpocząć od miejskiego zgiełku. Magia Podlasia nie została odczarowana. Początkowa samotność ustąpiła po pierwszym kontakcie z rozmówcami, którzy okazali się bardzo gościnni, otwarci i chętni do rozmowy (Zofia Zwolińska).
Po badaniach Podlasie będzie mi się kojarzyć już tylko z ręcznikami, bocianami, drewnianymi chatami i upałem, jaki wtedy panował. I chociaż czasem ciężko było obejść całą wioskę z pęcherzami na stopach, to miło wspominam spędzony tam czas. Pomimo dużej odległości od Poznania i wielu problemów z transportem, wiem już, że na pewno kiedyś jeszcze powrócę do miejsca, gdzie czas się zatrzymał. Bo takie właśnie wnioski o tej części Polski wysnuli znajomi, którym pokazywałam zdjęcia. Mimo że sposób, w jaki pracowaliśmy podczas badań, różnił się od tego, którego uczymy się podczas studiów, udało się porozmawiać z mieszkańcami Podlasia na temat ręczników. Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie mentalność tamtejszych ludzi. Podchodzą oni inaczej do życia niż mieszkańcy Wielkopolski. Wiele razy zdarzały się sytuacje, kiedy panie przepraszały, że nie mają żadnych ręczników w domu i nie mogą pomóc. Przeważnie starały się to zrekompensować mówiąc nam, którzy sąsiedzi mogą je posiadać, często nawet porzucały swoje zajęcia i prowadziły do nich osobiście. Nie raz spotkaliśmy się także z poczęstowaniem chociaż szklanką wody, a nawet plackiem czy lodami. I pomimo kilku sytuacji, w których ludzie udawali, że nie ma ich w domu, to Podlasianie są niesamowicie mili i pomocni (Marta Kacperczyk).
W czasie naszego pobytu na Podlasiu pogoda nam dopisywała – było niesamowicie gorąco, a niektórzy do dziś pamiętają piekące od słońca ramiona. W związku z tym wielu mieszkańców postanowiło w godzinach popołudniowych odpoczywać na ławeczkach postawionych przed ogrodzeniami domów. W pewnej wsi mieszkańcy musieli specjalnie wydłużać ławkę, by zmieściło się na niej więcej osób. Faktycznie, gdy tam przybyliśmy, siedziało na niej około 7 osób, a dodatkowo kilka stało wokół. Nie były to jednak pojedyncze ławki, na których zbierała się cała wieś, ale raczej mnóstwo takich miejsc, przy których przesiadywały pomniejsze grupki sąsiadów. Czasami na ławce siedziała jedna osoba, ale zdarzało się, że zbierała się na niej cała gromada mieszkańców. W takich wypadkach nie pozostawało nam nic innego, jak podejść i zacząć rozmowę na temat ręcznika ludowego. Nawet bardziej nieprzychylne osoby uginały się wtedy pod wpływem pozostałych, entuzjastycznie nastawionych do takich opowieści i pokazywały swoje dzieła. Ręczniki były przepiękne, ale niejednokrotnie stawały się one tylko pretekstem do pokazywania nam wielu innych rękodzieł. Obrusy, pościele, części odzieży, narzuty, to tylko niektóre z prezentowanych nam, własnoręcznych wyrobów. Rozwieszane na przydomowych płotach, pokazywały piękno ręcznej pracy. Równie urocze były części ręczników ludowych wykorzystywane w sposób inny od tradycyjnego, np. jako obrazki wieszane na ścianach, poduszki, czy po prostu ściereczki kuchenne. To wszystko stworzyło niesamowity obraz Podlasia, dla mnie już zawsze kojarzącego się z wielokolorowymi haftami, zdobiącymi wnętrza tamtejszych domów (Katarzyna Andrzejkowicz)
Do tematu ręcznika obrzędowego oraz prowadzonych przez Muzeum w Bielsku Podlaskim badań, początkowo podchodziłam bardzo sceptycznie. Obawiałam się, że całe działania sprowadzają się wyłącznie do odradzenia martwej już tradycji. Jednak po kilku dniach spędzonych w terenie moje sceptyczne nastawienie zamieniło się w zachwyt nad tym rękodziełem. Zauważyłam, że te około dwumetrowe kawałki zdobionej tkaniny odzwierciedlają kunszt i charakter lokalnej ludności. Jednak tylko nieliczne ręczniki wisiały na ikonach. Znacznie częściej schowane były w szafach, nieużywane, zakurzone, pogniecione, często także zapomniane. Mimo, że były rodzinną pamiątką, ich właścicieli nie łączył z nimi k emocjonalny. Dla wielu był to po prostu haftowany kawał materiału, który planowali spalić, wyrzucić, albo przeznaczyć na kuchenne ścierki. W jednym z ostatnich dni badań spotykałyśmy miłą mieszkankę pewnego domu. Przedstawiłyśmy się, powiedziałyśmy, kim jesteśmy i czego szukamy. Kobieta oświadczyła nam, że nie ma ręczników obrzędowych. Jednak w czasie rozmowy okazało się, że posiada coś, co trochę przypomina poszukiwane przez nas obiekty. Poszła do domu i po chwili wróciła z dwoma haftowanymi w czasie II wojny światowej ręcznikami. Niestety, przeciętymi na pół, ponieważ współcześnie służyły jej za kuchenne ściereczki. Nie mogła uwierzyć, że się nimi zachwycamy, opisujemy, robimy im zdjęcia, a nawet pytamy o ewentualne przekazanie na rzecz Muzeum. Podczas tego spotkania zdałam sobie sprawę z tego, że coś, co dla nas jest zachwycającym rękodziełem, dla innych jest tylko kawałkiem materiału, w który wycierają ręce albo naczynia. Zapewne podobnie byśmy reagowali, gdyby ktoś zapukał do naszych drzwi i chciał oglądać ścierki i ręczniki. Interesujące, że coś, co dla jednych jest bezcennym dziełem sztuki, dla drugich jest po prostu zwykłą szmatką (Marta Machowska)
Oprac. całości: Katarzyna Andrzejkowicz, Marta Machowska